KAMRATKA to po mazursku przyjaciółka...

...koleżanka, powierniczka. I dlatego tak nazwałam swój mazurski dom, by podejmował w przyjaźni i serdeczności moich gości.

33 lata temu, Rodzice kupili kawał ziemi pod Powałczynem, 23 km od Szczytna, mojego rodzinnego miasta. Dokładnie pamiętam samosiejki sosny, stertę żwiru usypaną na działce oraz pierwsze ognisko z okazji majówki. Kolejne wspomnienie to sadzenie drzewek i krzewów, mieliśmy dobrego ducha pomocnika, który kopał dołki, a ja - podobno mająca dobrą rękę do kwiatów - wkładałam tam małe sadzonki. To te same, które teraz wzdłuż płotu po prawej stronie posesji przesłaniają dom.

Czas budowy domku, to czas bardzo kolorowy, ekipa górali do budowy drewnianego szkieletu na kamiennej podmurówce, potem dach ułożony w tajemnicy przed tatą przez mamę, i przekładany, bo ekipa się jednak na dachach nie znała, czyli dach był podwójny. Wnętrze to materiały zdobyte po znajomości, w ówczesnych Gminnych Spółdzielniach GS, w okolicznych wsiach i miasteczkach.

A potem już powód do dumy, idealnie przystrzyżony trawnik, przycięte drzewka, cudne kwiaty na balkonach, i idealna baza wypadowa na weekendy, albo wolne popołudnia. Ze Szczytna odjeżdżał dwa razy dziennie autobus PKS, pan kierowca, zazwyczaj ten sam, wysadzał mnie grzecznościowo pod krzyżem na krańcu wsi a stamtąd pieszo maszerowałam do domu, nocowałam tam często sama samiusieńka. Ale odbyło się tam też wiele ważnych uroczystości rodzinnych: komunia, imieniny, urodziny, osiemnastka ale i młodzieżowych: Andrzejki, spotkania letnie, Sylwester.


Zmiana warty

We wrześniu 2019 roku nastąpiła zmiana warty, moi Rodzice postanowili sprzedać dom a ja z sentymentu nie pozwoliłam go oddać w obce ręce. Został w rodzinie, będzie cieszył mnie i moje dzieciaki, które uwielbiają to miejsce, przez kolejne lata.

Sporo się zmieniło, najpierw ogród, który dostał nowe życie, sporo iglaków zastąpiłam roślinami kwitnącymi, zmieniłam kształt rabat oraz dosadziłam drzewa liściaste. Od stycznia do kwietnia 2020 trwał remont środka, i choć mówiło się tylko o liftingu, postanowiłam odnowić wnętrza bardzo gruntownie. Zaprzyjaźniona pani architekt, nie będąc na miejscu ani razu, polegając na zdjęciach, filmikach i moich opisach stworzyła projekt trafnie oddający charakter miejsca i klimat mazurskiego lasu. Majstersztyk.

Zaprzyjaźnione ekipy z Poznania i Obornik ruszyły z kopyta, nowa elektryka, zupełnie nowe rozwiązania instalacyjne, potem czas na zmianę podłóg, wymianę łazienek oraz nową kuchnię. Najważniejszą zmianą była jednak decyzja o pomalowaniu drewnianej boazerii w domu na biało. Bałam się aż tak radykalnej zmiany, teraz nie wyobrażam sobie by było inaczej.